sobota, 29 marca 2014

Dlaczego w niedzielę nie pójdę do Kościoła.

(źródlo - alegrzana.pl)

Dzień dobry 
(a może powinnam zacząć zwrotem w stylu „ Niech będzie pochwalony…” – hmm raczej nie, to nie moja bajka)

Nie mam zamiaru się mocno uzewnętrzniać, jak też usprawiedliwiać swojej nieobecności w Kościele – zwanym w pewnych kręgach – Domem Bożym.  
Nie będę tez pochwalać ateizmu, bo go ABSOLUTNIE NIE (podkreślam NIE) pochwalam.
Cóż – muszę jednak wyrazić swoją opinię na pewne tematy. Za pomocą szumnie określanej analizy komparatystycznej, odwołam się miedzy innymi do Bożego Przybytku, Pasterzy – zwanych w pewnych kręgach księżmi (lub po prostu pedofilami). Mojej skromnej opinii zostaną poddani też wierni, których określa się mianem owieczek (albo tępych baranów).

Być może część z Was przeczytawszy ten tekst już nigdy się do mnie nie odezwie, usunie mnie ze znajomych z Facebooka, albo (i to byłoby chyba najbardziej godne) pokaże mi fuck’a albo strzeli mi z liścia (ałć to boli) Mimo wszystko – muszę się określić.




Za ślub – co łaska

„Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta. Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” ( Księga Rodzaju 2:23 - 24)
Tak, tak – czytałam Pismo Święte (serio)

A więc rzecz wygląda bardzo prosto. Bóg kazał się kochać wielką i piękną miłością. W Jego Boskim zamyśle chodziło o to, żeby kobieta połączyła się z facetem. Mają wziąć ślub i mieć płodne potomstwo (to tak w skrócie). Bardzo trafna koncepcja.

W realu wygląda to tak, że …
Poznaje się dwoje młodych ludzi. Spotykają się i albo z własnego, nieprzymuszonego niczym wyboru, albo z konieczności (po prostu – wpadka, określana przez niektórych „wypadkiem przy pracy”) postanawiają się pobrać. Żyjemy w Polsce (kraju zacnym i pięknym). Wielu nie wyobraża sobie życia bez ślubu, białej sukni, wielkiego wesela, wódy i muzyki disco polo. Tak więc nasi   młodzi, zakochani bohaterowie postanawiają zawrzeć święty związek małżeński. Ida do Kościoła, by dać na „zapowiedzi” i zapłacić za ceremonię ślubu.

ZAPŁACIĆ ZA ŚLUB????????????????????

Hello? Nie wierzę!!!
Gdzie w Piśmie Świętym Bóg kazał płacić za ślub? A może Jezus głosił w swojej Dobrej Nowinie jakieś nowoczesne cenniki za ten sakrament? Hmmm – ja sobie tego nie przypominam, ale jeśli Ty – Drogi Czytelniku – wskażesz mi cytat z Biblii, który zawierał będzie spis cen sakramentów, obiecuję - będę chodzić do Kościoła co niedzielę!!! :)
Dlaczego więc księża przedstawiają cennik ślubów? Czemu za ślub płaci się średnio 900 – 1000 zł?
A gdzie symboliczne „co łaska”?  
Co jeśli młodzi i zakochani w sobie młodzi ludzie nie są w stanie zapłacić takiej sumki? Mają żyć w grzechu, czy proboszczunio da im rabat w wysokości 20 %?
Żenada i obłudaaaaaaaaaaa.
Osobiście deklaruję, że jeśli zdecyduję się na ślub kościelny (!), to będę walczyć tak długo z kolesiem w czarnej sukience, aż udzieli mi ślubu za „co łaska”. 

Dramaturgia sięga zenitu, gdy chodzi o pogrzeby… Co ma  zrobić rodzina, która nie ma pieniędzy na pogrzeb swojego bliskiego? Naprawdę, pomimo całej ironii jaką kieruję w stronę kościoła – wstyd mi!!! …


Problem pedofilii wśród księży

Jak o tym piszę, to obawiam się że zwymiotuję na laptopa, a byłoby trochę szkoda, bo kupiłam go kilka miesięcy temu (nie, że się chwalę).
W mediach coraz więcej mówi się o księżach, którzy po prostu wykorzystują seksualnie małoletnich. Nie jest to zjawisko nowe. Kościół przez lata milczał na temat zbrodni, które w znacznym stopniu zdegradowałyby pozycję duchownych. Szczególnie w Polsce – kraju bardzo kościółkowym – takie informację były zatajane i pieczołowicie skrywane przez Dostojników Kościelnych.
Dzisiaj, kiedy dziennikarze nie przebierają w słowach i mówi się o wszystkim, co kontrowersyjne - afery seksualne, hazard, pedofilia i inne zbrodnie kleru wychodzą na jaw.
Niestety – wielu z nas (mam na myśli Polaków) nie zdaje sobie sprawy z okropieństwa, z jakim mamy do czynienia. Jak bowiem wyjaśnić starszej pani Halince z bloku, że proboszcz z jej parafii ma kobietę na boku, albo wykorzystuje siedmioletnich ministrantów? Pani Halinka, jak wielu innych ludzi z mentalności „starszej pani” w to nie uwierzą … a szkoda.
Co ma myśleć pani x, która co niedzielę zaprowadza swojego ośmioletniego synka do Kościoła? Może powinna zapisać go do grupy ministrantów, a potem umierać ze strachu o psychikę swojego dziecka?
Księża, którzy dopuszczają się pedofilii są bardziej inteligentni, niż niejednemu się wydaje. Potrafią omotać ofiarę. Nie jest to raczej trudne – niestety małym dzieckiem łatwo jest sterować.



Wiem, wiem – wielu z Was zarzuci mi zaraz, że problem pedofilii występuje też wśród innych grup społecznych, na przykład nauczycieli, czy też jest często obecny w rodzinach. Nikt tego nie pochwala, ale na miłość Boską – ksiądz – uosobienie dobra (tak przynajmniej myślałam w podstawówce) i gwałt na nieletnich???? ŚWIAT STAJE NA GŁOWIE! Ocknijmy się!!!

Najgorsze są sankcje, jakie czekają na księdza – pedofila. Gdy cywil dopuszcza się pedofilii, to skazuje się go na resocjalizację połączoną z karą więzienia. Gdy tego samego czynu dopuszcza się ksiądz – przenosi się go do innej parafii. Gdzie tu logika? Czy w innej parafii nie ma dzieci? Czy tam ów ksiądz zapomni o swoich zwyrodniałych pociągach? Chyba nie …
Dlaczego Episkopat tak zawzięcie broni swoich Księży? Czyżby powiedzenie: „Ręka rękę myje” miało tu niebagatelne znaczenie?


Ale nie mnie oceniać. Każdy z nas zostanie kiedyś osądzony na Sądzie Ostatecznym, który będzie całkowicie za D A R  M O …


Pozdrawiam!
Małgorzata Górecka – wierząca ale NIEpraktykująca.


piątek, 28 marca 2014

Paradoks mężczyzn





Kobiety mają to do siebie, że bardzo często narzekają na swoich partnerów. A to nie naprawił półki, a to nie dokręcił kranu i tak można wymieniać w nieskończoność. Mówi się, że mężczyźni sprawiają tak wiele kłopotów, że lepiej nie mieć nikogo i w efekcie cieszyć się spokojem. Wyobraźmy więc sobie świat bez mężczyzn. 


"Paradoks mężczyzn- z nimi źle, bez nich jeszcze gorzej! Czy świat bez facetów miałby sens? Czy kobiety poradziłyby sobie? Jakie by były? i wreszcie- Czy faktycznie mężczyźni sprawiają tyle problemów?"


Świat bez mężczyzn

Wyobraźmy sobie, że na naszej kuli ziemskiej żyją tylko kobiety. Piękne, wystrojone, ale i słabe, drobne, niewinne istoty. Abstrahując od faktu, że populacja ludzka nie miałaby szansy się powiększyć, życie kobiet byłoby bardzo trudne.
Nie twierdzę absolutnie, że rola mężczyzn ogranicza się tylko do płodzenia dzieci. Z biologicznego i realistycznego punktu widzenia, ich rola jest tu tak samo ogromna jak i rola kobiet.
Nie zgodzę się też, z modnym ostatnio stwierdzeniem, że facet jest od wynoszenia śmieci i naprawiania półek. Faktycznie- miło jak to zrobi- ale nie można ograniczać jego roli do takich drobiazgów, które niejedna kobieta umiałaby zrobić osobiście.

Po co więc mężczyźni?

Na pytanie: „Dla kogo się tak stroisz” większość kobiet pewnym i sarkastycznym tonem odpowie, że dla siebie samej. Ha ha ha ha ha … ha. Bardzo mi przykro, ale mało w to wierzę. Same autorki tych głupiutkich tekstów powinny się zastanowić. Oczywiście zdarzają się kobiety, które faktycznie kupują drogie ubrania, perfumy, kosmetyki i spędzają dużo za dużo czasu przed lustrem tylko dla siebie. Większość niewiast robi to jednak dla facetów. To normalne i naturalne. Po co się oszukiwać. ;]
Można pokusić się o pytanie, co by było, gdyby mężczyźni nie istnieli. Niektórzy żartobliwie śmieją się, że po świecie chodziłyby grube, niezadbane baby! Baby!!!!!! Coś w tym jest. Brak mężczyzn- brak powodów do tego, by się starać. Trzeba mieć silną wole, żeby robić coś tylko i wyłącznie dla siebie. W zasadzie wszystko co robimy, robimy z myślą o sobie i o innych. (często pod publiczkę) Gdyby nie było mężczyzn, można przypuszczać, że spora ilość kobiet objadałaby się niemiłosiernie. Kosmetyczka, fryzjer czy sport poszłyby w niepamięć i … i mielibyśmy nieprzyjemne widoki.

Czyżby mężczyznę można utożsamiać z obiektem, dla którego stara się kobieta? Myślę, że w wielu przypadkach tak właśnie jest.
Która z pań nie lubi być adorowana, zdobywana, traktowana jak dama? O!!!! Żadna nie podnosi rączki. W sumie- nie dziwi mnie to wcale. Przepuszczanie w drzwiach, zapraszanie na kawę, do kina, na spacer :P. to należy do tych małych przyjemności, dzięki którym każda kobieta czuje się dowartościowana- właśnie przez mężczyznę.


Coraz częściej można spotkać się z opiniami, że kobiety nie lubią zwierzać się innym kobietom. 

„Kobiety to zazdrośnice. Nie są szczere i szczerze nie doradzają. Jak mam problem, to wolę powiedzieć o tym przyjacielowi albo koledze. Mam świadomość, że mi doradzi i nie będzie przy tym manipulował i udawał.”. 
Zgadzam się z tym stwierdzeniem bardziej niż bardzo. Mężczyzna bywa świetnym doradcą. To też jeden z lepszych słuchaczy. Umie też pomóc.



Kobiety mają to do siebie, że nie umieją szybko podejmować decyzji. Kupienie zwykłej koszulki to nie lada wyzwanie. Nie wspomnę już o podejmowaniu ważnych, życiowych decyzji. Jestem pewna, że każdej z Was zdarzyło się, że to właśnie jakiś mężczyzna (bliski i zaufany) pomógł w podjęciu ważnej decyzji. Mężczyźni to realiści. Szybko podejmują decyzję. Patrzą na świat „trzeźwym okiem”.


Nie mogę jakoś wyobrazić sobie świata bez mężczyzn. Pokuszę się o twierdzenie, że kobiety pozabijały by się. Kłótliwe, zazdrosne, z lekka szalone mogłyby zacząć ze sobą rywalizować.

Dlaczego więc tak czeto kobiety krytykują mężczyzn? Czy faktycznie mężczyźni sprawiają tak wiele problemów?
Pytanie dość zabawne i frywolne. Problem bowiem może sprawiać małe dziecko, a nie dorosły facet.

Mężczyźni jeśli już- sprawiają ból i cierpienie. Czemu? Oczywiście wiąże się to ze związkami. Nie można jednak generalizować. Przecież niejednej kobiecie też zdarzyło się skrzywdzić partnera.

Może to kobiece narzekanie sprawia, że obraz mężczyzn jest takie pejoratywny? Tego nie wiem.
Nie ulega jednak wątpliwości, że to kobiety częściej wylewają łzy, bo jakiś nieodpowiedzialny „dzieciak”, chcąc zabawić się w związek, zagrał sobie na ich emocjach. 

Taki mini- apel do „szanownych pAnów” (małe „p” to nie przypadek ;] )! Panowie- wystarczy trochę empatii, od czasu do czasu wciśnijcie przycisk „on” w opcji mózg i wszystko będzie dużo prostsze.


Podsumowując. Świat jaki został stworzony, taki już jest. Istnieje kobieta i istniej mężczyzna. Co by nie mówić, są oni sobie wzajemnie bardzo potrzebni. Świat bez mężczyzn byłby szalenie nudny, a kobiety bez panów stałyby się, że tak powiem- mało kobiece.
Czasem myślę, że zadufanym w sobie, pseudo- feministycznym dziewuchom należałoby jasno uświadomić, że faceci jacy są, tacy są. Ale bez nich życie kobiet straciłoby swój urok i smak.

Z drugiej strony wszystkim cwaniaczkom płci męskiej należy przypomnieć, że kobiety świetnie sobie radzą i lepiej z nimi NIE ZADZIERAĆ. 


wtorek, 18 marca 2014

O zdjęciach słów kilka

... czyli o tym, jak ewaluowały zdjęcia ślubne 
(na wybranych przykładach z rodzinnego albumu)





Jedno uczucie – dwa zdjęcia



„Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości” czyli najczęściej wypowiadane słowa podczas mszy ślubnej. Ze łzami w oku wspomina je zarówno babcia, jak i wnuczka, patrząc na zdjęcie z tej ważnej uroczystości. Niczym śnieg okrywający najpiękniejsze polskie łąki, każdą z nich zdobi biała suknia, równie czysty welon i jedyne w swoim rodzaju, bo pamiętające ten wyjątkowy dzień, kwiaty. Na magicznym kawałku papieru, którego zwykłą fotografią określić nie można, jest też on – zawsze ten sam, przystojny, elegancki, jedyny. Ale zdjęcia, mimo iż upamiętniające tę samą uroczystość, są zupełnie inne.

      Zdjęcie babci. Statyczne. Dwie postaci niczym greckie kolumny stoją obok siebie. Prostota. Biała, długa suknia, która jak teatralna kurtyna, zakrywa ciało. Na dłoniach rękawiczki. Głowę zdobi długi, idealnie rozłożony, biały welon. Jest tam również dziadek. Niczym heros - młody jeszcze i piękny, z lekkim uśmiechem na twarzy, wyprostowany i chyba szczęśliwy. Chyba, bo rysy twarzy pary młodej są zbyt delikatne, by coś z nich wyczytać. Ze zdjęcia woła cisza, spokój, nostalgia, jakiś mistycyzm. Powaga wypływająca ze wzniosłej chwili nie pasuje do uczuć, jakim darzyli się dziadkowie. Może to zawstydzenie spowodowane obcym fotografem, a może konwenanse dawnych lat nie pozwoliły im na uśmiech od ucha do ucha. Tego nie wiem. Zdjęcie z jednej strony pozbawione zbędnych emocji, właśnie je wyzwala. Bo czymże jest miłość, jeśli nie wzniosłym uczuciem.

     I nagle ta cała aura niezwykłości, sacrum, powagi i spokoju zmienia się. Zmiana jest zbyt szybka, zaskakująca, szokująca. Coś, jakby nagle przez polną, spokojną dróżkę przejechał peleton aut wyścigowych. Dziwne. Pojawia się fotografia ślubna kuzynki. Jest biała suknia i welon. Jest ona – piękna kobieta i on - przystojny mężczyzna. Ale to wszystko jest nie na swoim miejscu. Coś jest nie tak. Poza tym jest też jeszcze jeden bohater – wielki, ciężki, szybki i nowoczesny motor. Zdjęcie jak okładka ze ślubnego magazynu. Tętni życiem. Szaleństwo, brawura, radość, pęd – cechy wyróżniające młodych XXI wieku. Wiatr we włosach, welon już nie na głowie, a w dłoni. A gdzie cnotliwość, gdzie powaga? Suknia ślubna. Z tą sprzed lat łączy ja jedynie śnieżnobiały kolor. Ale to nie jest już ta sama idealnie ułożona babcina suknia. Rozwiana niczym flaga na wietrze, odsłania nagość ciała kuzynki. Erotyzm, seksualność, wyzwolenie. Pędzący pojazd, piękni, młodzi i radośni ludzie. Chyba zakochani. Niekonwencjonalne zdjęcie ma zachwycać. Musi być inne niż wszystkie. Światło padające na młodą parę odsłania ich beztroskie twarze. Fotograf świetnie uchwycił coś, czego uchwycić w zasadzie się nie da. To romantyczna, szalona, młodzieńcza miłość, unosząca się w powietrzu, głośno i żarliwie przemawiająca ze zdjęcia.


Jedno uczucie – miłość.
Jedno wydarzenie – ślub. 

Dwa zupełnie inne zdjęcia... 
I tylko miłość się nie zmienia. Niezależnie od epoki. Wciąż ta sama. Wymaga poświęcenia i serca. 
"Miłość nigdy nie ustaje.”




Dziękuję! Pozdrawiam! 

Romans w pracy

... czyli wywiad z tymi, którzy chcieli się wypowiedzieć

(część imion została zmyślona na prośbę rozmówców)



Zaczęło się bardzo niewinnie - powiedziała Małgorzata. Kolega z pracy. Pierwsze spotkanie nie zapowiadało żadnych większych emocji miedzy nami. Wydawał się miły, szarmancki – typowy dżentelmen. Do tego wystrojony w eleganckie spodnie i błękitną koszulę – tego widoku długo nie mogłam wymazać z pamięci. Nie mogłam i nie chciałam, bo cóż to był za widok. Od razu spostrzegłam, że "x" ma w sobie coś tajemniczego, pociągającego – nie umiem tego opisać słowami. Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mogłoby nas cokolwiek połączyć. Miłe uśmiechy na korytarzu, potem wspólne picie kawy, wyjścia na lunch. W końcu w koleżeńskie relacje wkradło się „coś”, co trudno jest w jednoznaczny sposób określić. Nie było to silne uczucie, ale nie można tego było nazwać zwykłym zauroczeniem, czy seksualnymi igraszkami. Cóż - kolega z pracy stał się tajnym partnerem życiowym, o którym nikt nie mógł się dowiedzieć- zakończyła cicho.

Takimi opowieściami mogłoby się podzielić z nami wiele naszych Czytelniczek. Mogłoby, ale o romansie w pracy nie chce się wspominać. Czemu? Czym jest romans w pracy? Jak do niego dochodzi? Z czym się wiąże? Jak najczęściej się kończy?


Czy romans w pracy to częste zjawisko występujące w dzisiejszych czasach?

Niezwykle trudne jest określenie częstotliwości występowania romansów w pracy. Główna przyczyna związana jest z tym, że nikt się do nich nie przyznaje. Prawdą będzie stwierdzenie, że ich ilość stale rośnie.


Żyjemy w czasach, kiedy dużą część swojego dnia spędzamy właśnie w pracy. Spotykamy tam ludzi podobnych do nas, mających te same pasje lub po prostu chcących nas wysłuchać. Podczas nudnej papierkowej roboty naprawdę łatwo jest o niewinny flirt. Kolega z biura pomoże w rachunkowości, naprawi komputer, zaparzy kawę, wesprze, gdy mamy problem. Takie sytuacje łączą. Często znajomy z pracy staje się tak bardzo bliski, że wchodzimy z nim w nieformalny związek. Edyta


A to się zwykle TAK zaczyna

Pierwszego dnia w pracy byłam bardzo zestresowana. Nowi ludzie, obowiązki. Już wtedy poznałam Jacka - kolegę z sąsiedniego pokoju. To on pokazał mi, co gdzie się znajduje. Potem razem wychodziliśmy na przerwę obiadową. Kiedyś nawet odprowadził mnie do domu. Byłam wtedy sama. Wiodłam spokojne życie singla i było mi z tym bardzo dobrze. Zaprosiłam Jacka na herbatę. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wszystko potoczyło się tak, że spędziliśmy razem noc. W pracy udawaliśmy, że jesteśmy po prostu znajomymi. Nikt się nie domyślał, że noce spędzaliśmy razem… i tak przez pół roku. Myślę, że nowa sytuacja, nowa praca spowodowały, że zbliżyliśmy się do siebie. Anna


Romans w pracy i co dalej?

Najbardziej romansowymi branżami są miejsca, gdzie pracownicy mają duży, bezpośredni kontakt. Stąd też w reklamie, handlu, mediach czy korporacjach nie trudno jest o powszechność występowania romansu, który zaczyna się cicho i niewinnie. Znajomi z pracy spotykają się w wolnej chwili, by spędzić ze sobą czas, wyskoczyć do kina, zjeść wspólny obiad, kolację przy świecach albo spędzić upojną noc. W pracy udają koleżeńskie relacje. Między obojgiem występuje pewna niepisana zasada- nikomu ani mru- mru. Partnerzy mają świadomość, że dla ich własnego dobra, lepiej żeby nikt nie dowiedział się o tym, coich łączy. Ani wścibska sekretarka, ani zwykła sprzątaczka, ani koleżanka z naprzeciwka, czy kumpel, z którym wyskakujemy na lunch, a tym bardziej szef - nie mogą nic wiedzieć.Czemu?
Przyczyna jest banalnie prosta. Obawa przed plotkami, spojrzeniami, obgadywaniem jak też innymi sankcjami.


W firmie wszyscy się dobrze znają. Gdyby ktoś dowiedział się o moim związku z Eweliną, zaczęliby o nas plotkować. A po co to komuś? Wścibskie koleżanki nie dałyby nam żyć! Poza tym, to nasza sprawa, co robimy po pracy. Jesteśmy wolni i o ile nie wpływa to na nasze wyniki, to nikomu nic do tego. Michał

Na szczęście nie powiedziałam o moim romansie w pracy nikomu. Tak było prościej. Nie musiałam się nikomu tłumaczyć. Nie wiem, czy zniosłabym uśmieszki znajomych. Poza tym, na pewno pojawiłyby się pytania o kwestie łóżkowe. Przez trzy miesiące byłam w nieformalnym „związku” z Adrianem. Potem się rozstaliśmy. Nikt nic nie wiedział i nigdy się nie dowie. To była taka nasza tajemnica. Michalina


Czy romans w pracy jest moralny?

Romans w pracy jest moralny, o ile ani partnerka, ani parter nie są już w innym związku. Człowiek jest istotą wolną, może spotykać się z tym, z kim chce. Czemu nie może to być koleżanka/ kolega z pracy? Należy niewątpliwie jednak pamiętać o wyczuciu, dobrych manierach i klasie. Obściskiwanie się w miejscu pracy, to na pewno zły pomysł, gdyż takie zachowanie może degustować innych pracowników.


Wszyscy wiedzieliśmy o romansie naszego informatyka Maćka z Ewką – dziewczyną od marketingu. Nikt nie miał nic przeciwko. Oboje byli wolni, młodzi. Nawet pasowali do siebie. Ich związek zaczął przeszkadzać dopiero wtedy, gdy co chwila widywaliśmy ich całujących się na korytarzu albo w biurze. Tego było za wiele. Zachowywali się jak dzieci. Zero dobrego smaku. Joanna


Czy koniec końców jest zawsze bliżej niż blisko?

Przelotny romans w pracy w wielu przypadkach kończy się bardzo szybko. Wszystko, co pozbawione jest uczucia, prawdziwej bliskości, zaangażowania i pozytywnych emocji, kiedyś musi „umrzeć śmiercią naturalną”.
Zazwyczaj, gdy jeden z partnerów zauważa, że ze strony drugiego ich związek nie ogranicza się tylko do sfery seksualnej, ale do prawdziwego uczucia i zaangażowania, nasuwa się jedyne wyjście- zerwanie kontaktów.
Pozorny związek kończy się szybciej niż się zaczął. Dawni partnerzy tracą kontakt ze sobą, często jedno z nich nieoczekiwanie zmienia miejsce pracy.


Byłam z Piotrem rok w związku. Razem pracowaliśmy. Nikt z firmy o nas nie wiedział. I bardzo dobrze… Piotr chyba szybciej niż myślałam zorientował się, że nie zależy mi tylko na pustym seksie, że zaczynam czuć coś silniejszego. Może się przestraszył, a może nie był gotów na związek. Nie wiem. Kiedyś powiedział mi, że musimy przestać się spotykać. Nagle wszystko się zmieniło. W pracy się mijaliśmy, a poza firmą w ogóle nie rozmawialiśmy. Potem on wyjechał do innego miasta i ślad po nim zaginął. Anita

Zdarzają się oczywiście sytuacje, kiedy to romans z pracy staje się związkiem na zawsze, przynoszącym radość i szczere uczucie.


Poznaliśmy się w pracy. Ja – manager i ona – śliczna sekretarka. Najpierw to ukrywaliśmy przed szefem. Potem na nasz temat dyskutowała cała firma. Ale nam to nie przeszkadzało. Po roku znajomości wzięliśmy ślub i chyba jesteśmy dobrym małżeństwem. Mamy dziecko i jak na razie wiedzie się nam pomyślnie. Gdyby nie praca, nie poznałbym swojej cudownej żonki. Marek


Romans w pracy to zjawisko występujące coraz częściej. Nie trudno o niego w wielkich korporacjach, czy innych branżach, gdzie pracownicy mają ze sobą bezpośredni kontakt. Większość takich związków okrytych jest nutką tajemnicy. Często kończą się fiaskiem. Ich ilość jednak stale rośnie. Dla jednych stanowią powód do smutku i zawstydzenia, dla innych są wspomnieniem niezapominkach, cudownych chwil. 



Pozdrawiam! 

niedziela, 16 marca 2014

Przepraszam tych, których urażę.


Czyli o sobie słów kilka.



Dzień dobry!



Chcę zacząć oficjalnie, stąd to "Dzień dobry", a nie jakieś tam "siemka, czy cześć!" Dlaczego oficjalnie? Bo nie znajdziesz tu, szanowny Czytelniku wskazówek, jak zrobić piękny makijaż, czy ubrać się do pracy. Nie przeczytasz tu również o złamanym sercu, czy o tym, co zjadłam na śniadanie, a czego na pewno nie zjem na kolację. Nie znajdziesz tu też mądrości ludu, czy przekopiowanej żywcem definicji diety z Wiki.

W takim razie, co tu będzie? O czym chcę napisać?
To będzie kilka subiektywnych słów, o tym, co moim skromnym zdaniem jest ważne.
Z góry przepraszam tych, których urażę. Nie robię tego personalnie. Nikogo nie chcę obrażać z imienia i nazwiska. W tekstach nie pojawią się opinie na temat konkretnych partii politycznych, konkretnych polityków, konkretnych księży, lekarzy, kobiet, mężczyzn, znajomych lub tez nieznajomych. Bez obaw!

Kilka słów o mnie?
Jeśli mnie znasz, to wiesz lub też masz wrażenie, że będę tu patetycznie opowiadać świat. Nic bardziej mylnego, choć epitetów nie zabraknie.
Dopuszczam w tym blogu słowa piękne, górnolotne i skrzydlate. Pojawią się wyciskacze łez, wyrażenia wstrząsające, czy niemiłe. Nie będę stronić od inwektyw, bo i po co?
Ogłaszam wszelka wolność słowa, pod którą świadomie się podpisuję.

A co do biografii mojej - jeśli ktoś jest szczerze zainteresowany - prawy pasek boczny :)


Pozdrawiam!