Kochasz robić zakupki? Uwielbiasz biegać po sklepach, szukać promocji i trwonić ciężko zarobione pieniądze? Tak? To świetnie, bo ja również...
Zakupoholizm to chyba jedno z niewielu uzależnień, jakie mogę wymienić. Chcę poświęcić ten tekst roli muzyki w galeriach handlowych oraz temu, jaki wpływ na klientów mają linie melodyczne.
Na moment stałam się więc królikiem doświadczalnym. Co to znaczy? Pojechałam do Arkadii i zbadałam swój nastrój podczas zakupów. Najważniejszą zmienną miała być MUZYKA :)
Arkadia – kraina zakupowym mlekiem i miodem płynąca
Wchodząc do galerii handlowej rzadko kto zastanawia się nad istotą muzyki, która niepostrzeżenie przewija się po korytarzach i sklepach. Robiący zakupy przemieszczają się po sieciówkach, nie zwracając uwagi na nic. Jedni w pogoni za produktami spożywczymi, inni poszukują odzieży, jeszcze inni kosmetyków, prezentów czy innych „bardzo potrzebnych” drobiazgów. Ich umysły owładnięte są przez chęć posiadania. W głowach krążą hasła: „kupić, promocja, sale”. Nikt nie zwraca uwagi na pozostałych klientów czy pracowników galerii. Czy mogą więc zauważyć niepozorną muzykę, która niczym zjawa w opuszczonym zamczysku, przewija się po korytarzach?
Na zakupy najczęściej wybieram się do Arkadii – tak było i tym razem. Wychodząc z tramwaju, zupełnie nie zdziwiły mnie stada ludzi na przystanku „Rondo Radosława”. Było przecież samo południe, a więc idealny czas, by udać się na zakupy. Szum aut, przejeżdżających autobusów, czy sunących się po torach tramwajów, bywa denerwujący. Będąc już w okolicy fontann, które znajdują się przed wejściem do galerii, dało się słyszeć mistyczne dźwięki. Zapomina się wówczas o nieprzyjemnych i drażliwych tonach, które są przymiotem warszawskich ulic. Wchodząc do Arkadii można mieć wrażenie, że przestąpiło się próg do magicznej krainy. Stolica sama w sobie jest ciemna, hałaśliwa, nieprzyjemna i głośna. Panuje tu pośpiech i ogólny bałagan. Żoliborska galeria handlowa też jest głośna, ale jest to inna skala dźwięku, niż ta na warszawskich ulicach. Kręte korytarze i sporo ludzi – to wysuwa się na pierwszy plan, gdy przekracza się „krainę rzeczywistości”, jaką jest „Warszawka” z całą jej hałaśliwością. Następnie wstępuje się do Arkadii – krainy „zakupowym” mlekiem i miodem płynącej.
Muzyka świetnie współgra z wyglądem wnętrza i produktami oferowanymi w centrum handlowym. Zapomina się o pędzie, codzienności, obowiązkach, rzeczywistości. Niejednokrotnie zdarzyło mi się spędzić w tej galerii o dwie a nawet trzy (!) godziny więcej niż to sobie zaplanowałam. Od kilku miesięcy stosuję pewien trik, który ma mnie uchronić przed podobnymi incydentami. Ustawiam budzik, który ma mi przypomnieć, że mój pobyt w tym mistycznym centrum już się kończy. Tym razem było podobnie. Idąc po korytarzach galerii słyszy się hałas sklepu oraz wspaniałe melodie. A arkadyjska muzyka jest na prawdę bajkowa. Przypomina linię melodyczną z bajek Disney’a. Któż, będąc dzieckiem, nie kochał ich oglądać? Kiedy dorosła, zapracowana i często rozdrażniona kobieta wchodzi do Arkadii, może zapomnieć o otaczającej ją smutnej rzeczywistości. Wówczas przeistacza się w księżniczkę. Ma wokół siebie wszystko to, czego dama potrzebuje - piękne stroje, buty, torebki, kosmetyki, perfumy, rozrywkę. Dodatkowo, nieświadomie, jest oczarowana przez muzykę.
Arkadyjska muzyka nie jest jednak jednostajna i monotonna. Gdyby tak było, cześć klientów zasnęłaby na korytarzu, upajając się cudownymi dźwiękami. I tak, w każdym sklepie można usłyszeć zupełnie inną muzykę. Tym samym galeria przypomina ogromny klub muzyczny, podzielony na sale z różnym repertuarem. Prezentowane utwory, chociaż inne, mają jedną wspólną cechę. Większość sklepów serwuje piosenki żywe, głośne, mające szybkie tempo. Przypadek? Nie sądzę. Nad doborem muzyki myśli grupa zawodowców, którzy wiedzą, jak niepostrzeżenie wpłynąć na konsumenta.
Zwiedzenie wszystkich sklepów, które znajdują się w Arkadii byłoby chyba fizycznie niemożliwe. Żoliborska galeria ma około 287 tys. metrów kwadratowych i około 255 sklepów. Będąc w tym centrum odwiedzam więc tylko kilka znanych i lubianych sklepów. Tym razem, jak zwykle, wybrałam się do H&M, Tally Weijl, New Yorkera oraz Terranova’y.
Kolejnym miejscem było Tally Weijl, czyli sklep, który zawsze będzie mi się kojarzył z modnymi ciuszkami dla nastolatek. Stąd też w butiku znaleźć można ubrania, które idealnie pasują do imprezowych klubu. Wchodząc do sklepu, czułam się prawie jak na dyskotece. Szybka muzyka, mocny bit, kolorowe stroje. Przeważały bardzo mocne i energetyczne dźwięki. Mam wrażenie, że wyzwalają one w przeciętnym kliencie coś z instynktu zwierzęcego. Człowiek, choćby wysokiej kultury i obyczaju, zaczyna zachowywać się jak zwierze podczas polowania. Zmysły się wyostrzają – szczególnie zmysł wzroku. Przeszukiwanie wieszaków nie jest już zwykłym przeglądaniem ubrań. Podwyższony poziom adrenaliny, szybka muzyka, dużo pięknych strojów. W takim momencie człowiek – dzika bestia szybko upatruje ofiarę – towar. Mam wrażenie, że muzyka sprawiła, że szybciej się poruszałam i przeglądałam ubrania, a moje serce jakby mocniej biło. Nie pozostałam obojętna tym energicznym tonom i być może pod ich przemożnym wpływem „upolowałam” sukienkę. Mocne dźwięki nie opuszczają nawet w przymierzalni. Dzięki nim dokonujemy przecież wyboru. Nie zastanawiamy się nad ceną lub tym, czy dany strój będzie nam naprawdę potrzebny. Działa na nas magia muzyki. Impuls, który stara się wyłączyć pragmatyczny tryb myślenia, uruchamia instynktowne, niekontrolowane zachowania. Tak też było w moim przypadku. Głośna muzyka zagłuszyła umiejętność krytycznej oceny i realistycznego myślenia. Pomimo, iż do galerii przyszłam w celach naukowo – badawczych, wydałam niemałą sumkę na sukienkę.
Kolejnym sklepem, który odwiedziłam, był nieznany mi dotąd dyskont odzieżowy Neo. Do wejścia zachęciły mnie nie produkty znajdujące się w środku, lecz głośna i szybka muzyka. Swoją drogą dźwięki były idealnie dopasowane do towarów, które widziałam. Sportowy styl, dresy, kolorowe, neonowe adidasy i szybka muzyka. Patrząc na te połączenie pomyślałam sobie o tym, jak miło byłoby biegać, będąc w posiadaniu sportowego zestawu prezentowanego w tym butiku. Jestem przekonana, że miłośnicy sportu znajdą tu nie tylko świetne buty i ubranie, ale też i dobrą zabawę podczas zakupów. Tę zabawę niewątpliwie zapewni im świetnie dobrana muzyka.
Równie energetyczną i nowoczesną, popową muzykę dało się usłyszeć w New Yorkerze. Takie dźwięki rozluźniają. Sprawiają, że zapomina się o rzeczywistości i skupia się na zakupach. Nie jest to jednak pełne skupienie. Muzyka zabija świadome myślenie. Wyzwala zaś chęć posiadania i pozytywne emocje. Pośród różnych dźwięków, które udało mi się wychwycić w New Yorkerze, usłyszałam kilka kawałków, które bardzo lubię. To chyba dzięki tym utworom, stroje wiszące na wieszakach podobały mi się jeszcze bardziej. Do przymierzalni wnosimy tony ubrań i o dziwo – wszystko mi się podobało, wszystko pasowało i wszystko chciałam kupić – niezależnie od ceny. Zabrzmi to absurdalnie, ale kiedy rano szykuję się do pracy albo na uczelnie, okazuje się, że ubrania z mojej szafy źle na mnie leżą. Inaczej bywa w sklepie. Wszystko idealnie pasuje, czuję się wyjątkowa. Ulubione piosenki i pozytywny nastrój, wyzwalają fantastyczną atmosferę do trwonienia pieniędzy! Dzięki muzyce szybciej przymierzałam poszczególne stroje. Nie myślałam o cenie i o upływającym czasie. Kiedy już w naszej podświadomości pojawią się hasła, że przymierzone ubrania są idealne dla nas, trudno sobie wyperswadować kupienie ich. W New Yorkerze spędziłam prawie 45 minut. Przechodząc między alejkami z ubraniami, byłam pozytywnie zaskoczona. Być może to dzięki strojom, a może dzięki muzyce zostawiłam w kasie New Yorkera dużo więcej niż sobie zaplanowałam.
Ostatnim sklepem, do którego weszłam była Teranova. Podobnie jak w New Yorkerze usłyszałam kilka skocznych utworów, które idealnie komponowały się ze sportową elegancją oferowaną w tym butiku. W opisywanym sklepie pracuje moja znajoma. Według niej muzyka pozytywnie działa nie tylko na klientów, ale i na pracowników. „Dzięki niej w pracy jest miło, przyjemnie, pozytywnie i energicznie. Praca pali nam się w rękach” mówiła znajoma. Muzyka w Teranovie również zachęcała do zakupów, ale silna wola i budzik, który przypominał o zaczynającym się za 30 minut wykładzie, były silniejsze. Tym sposobem opuściłam Arkadię - krainę szczęśliwości i udałam się na Uniwersytet.
Muzyka jednoznacznie wpływa na nas - Klientów. Czy oceniać to zjawisko pozytywnie, czy negatywnie - tego nie wiem. Mi osobiście muzyka w sklepach nie przeszkadza - wręcz przeciwnie, ułatwia podejmowanie (często dziwnych) decyzji.
AUTOR nie wyraża zgody na kopiowanie,
powielanie, modyfikację oraz żadną inną obróbkę całości lub fragmentów tekstu.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Tekst został użyty przez autora jako esej z przedmiotu "Psychologia muzyki" na Uniwersytecie Warszawskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz